Gdy wybitny znawca Puszczy Kampinoskiej Lechosław Herz wydaje kolejną książkę o tym regionie, jest to dla mnie gwarancja fascynującej lektury. Ale czy aby dla wszystkich?
W połowie listopada nakładem wydawnictwa Iskry ukazała się książka Lechosława Herza pt. „Puszcza. Opowieści kampinoskie”. Jak zachwala tę pozycję wydawca, jest to „opowieść o Puszczy Kampinoskiej, jej niezwykłym przyrodniczym pejzażu, różnych miejscach i miejscowościach. Uzupełnienie przewodników turystycznych i summa krajoznawczych wędrówek literackich Lechosława Herza. Po części gawęda, a trochę też zwierzenia autora z fascynacji tą prastarą puszczą i światem ją otaczającym”.
Dla mnie lektura powyższego opisu była całkowicie zbędna, bo przecież wśród miłośników Puszczy autor ten ma już na tyle wypracowaną renomę, że jego książki można kupować w ciemno. Skoro zatem „Opowieści kampinoskie” kupiłem i przeczytałem, to teraz pora na recenzję!
Ale zanim o książce, to o autorze słów kilka
Nie sposób podejść do oceny tej książki bez choćby krótkiego przedstawienia Lechosława Herza. Dla większości czytelników „Kuriera” to z pewnością postać znana. W pierwszej kolejności jest on kojarzony jako autor bez wątpienia najlepszego przewodnika po Puszczy Kampinoskiej (niedawno ukazało się jego nowe wydanie) – „must have” dla każdego bywalca tego miejsca. Ale przecież na liście „kampinoskich zasług” Lechosława Herza to tylko jedna z wielu pozycji!
Z efektami jego pracy na rzecz Puszczy z pewnością zetknął się każdy, kto odwiedził KPN. To bowiem właśnie Lechosław Herz wytyczał wiele kampinoskich szlaków turystycznych. Ponadto właśnie dzięki niemu udało się zachować do dzisiejszych czasów wiele nazw geograficznych, które jeszcze kilka dekad temu były niemal zapomniane, a dziś kojarzy je każdy miłośnik kampinoskich ostępów. A bywają i takie toponimy, które Lechosław Herz wymyślił sam, jak choćby ten dla najstarszej sosny w Puszczy, upamiętnionej imieniem Królowej Bony.
Wspomnieć należy też, że od dawna jest on członkiem Rady Naukowej Kampinoskiego Parku Narodowego. Był ponadto autorem obszernej i ciekawej treści krajoznawczej do jednej z najlepszych map KPN (niestety już dawno niewznawianej), wydawanej przez PPWK.
Ale oprócz tego, że Lechosław Herz jest społecznikiem mocno zaangażowanym w popularyzację Kampinoskiego Parku Narodowego, jest też po prostu jego wielkim miłośnikiem, i to już od ponad pół wieku! Rzecz wcale nie taka oczywista, biorąc pod uwagę, że pochodzi on z Małopolski, gdzie – zdawałoby się – krajobrazy są znacznie piękniejsze, a już na pewno bardziej urozmaicone.
Ale wróćmy do książki, czyli skąd, u licha, w tytule ta kolendra?
Kto zna Lechosława Herza tylko ze wspomnianego przewodnika, może sobie pomyśleć, że wydana właśnie książka będzie ciągiem dalszym tej publikacji. I ja sobie w pierwszej chwili tak pomyślałem. No bo przewodnik ten, owszem, jest świetną pozycją, ale biorąc pod uwagę gromadzoną przez autora w ciągu ponad pół wieku wiedzę o Puszczy, niewątpliwie można od niego oczekiwać kolejnych mocno naszpikowanych faktami publikacji.
Pod tym względem nowa książka nie zawodzi. Faktycznie, znajdziemy w niej sporo ciekawostek, których nie uświadczymy w przewodniku. Mi utkwiły w pamięci rozważania o pochodzeniu wielu nazw geograficznych, jakie można znaleźć na puszczańskich mapach. Lechosław Herz zabiera nas także w unikatową podróż w czasie, pokazując, jak bardzo zmieniła się Puszcza od powołania parku narodowego w 1959 roku do dziś. Coś dla siebie znajdą tu również osoby żądne wiedzy o rzadkich gatunkach kampinoskiej flory i fauny czy poszukiwacze ludowych legend.
Ale oprócz tego w książce jest też sporo fragmentów daleko odbiegających od typowego stylu przewodnika turystycznego. To chociażby wspomnienia bliskich autorowi osób i zwierząt, refleksje dotyczące otaczającego nas świata czy niemal poetyckie opisy kampinoskich krajobrazów i zjawisk przyrodniczych. A wszystko to napisane w stylu tak bardzo charakterystycznym dla tego autora, z którym zapoznać można się chociażby na jego blogu.
Biorąc pod uwagę wieloletni związek emocjonalny autora z Puszczą, trudno dziwić się tym fragmentom. Ciężko przecież oczekiwać od niego encyklopedycznego i suchego opisu miejsca, z którym związał on sporą część swojego życia i do którego żywi głębokie emocje.
Dla wielu miłośników Puszczy, którzy również pokochali ten las, owe opisy będą niezwykle cennym elementem tej książki. Ale mam też świadomość, że jest grono czytelników, dla których tego typu fragmenty będą ciężkostrawne – stąd też właśnie przyszło mi na myśl porównanie (nieco egzotyczne, wiem) do kolendry, czyli przyprawy, którą albo się kocha, albo się jej nie znosi. Nie mam jednak wątpliwości, że o ile kolendrę można nienawidzić przez całe życie, o tyle do tej książki Lechosława Herza prędzej czy później każdy miłośnik Puszczy dorośnie. Z upływem czasu trudno bowiem nie dostrzec, że „Kampinos”, to nie tylko drzewa, bagna i wydmy, ale przede wszystkim unikatowe w skali Polski i Europy piękno, obok którego trudno przejść bez żadnych emocji.
Wszystko się zgadza-przepiękna, wzruszająca książka, od której nie można się oderwać!