Obowiązujący od 26 marca zakaz wstępu do Kampinoskiego Parku Narodowego w związku z pandemią koronawirusa wywołał mnóstwo kontrowersji. Nie brak opinii, że zakaz w ogóle nie ma podstawy prawnej. Czy faktycznie?
Jak wynika z tekstu zarządzenia, podstawą prawną zakazu są przepisy ustawy o ochronie przyrody. Dyrekcja powołuje się przede wszystkim na art. 8e w brzmieniu: „Dyrektor parku narodowego realizuje ustalenia planu ochrony, o którym mowa w art. 18, lub zadań ochronnych, o których mowa w art. 22, oraz wydaje zarządzenia dotyczące funkcjonowania parku narodowego, w tym określające sposoby udostępniania obszarów parku narodowego”.
Według niektórych opinii, które przeczytałem w komentarzach i mailach, w powyższym przepisie nie ma słowa o wprowadzaniu całkowitego zakazu wstępu do parku, zatem dyrektor parku nie może tego robić. W mojej ocenie zdecydowanie nie można się z taką interpretacją zgodzić. Po prostu cytowany zapis jest bardzo ogólny i daje dyrektorowi wolną rękę w kształtowaniu zasad udostępniania parku, zatem w skrajnych przypadkach może on to udostępnianie całkowicie uniemożliwić. Mówiąc prościej: jeśli jakiś przepis daje nam prawo do decydowania, kogo wpuścimy do domu, to równie dobrze możemy powiedzieć, że nie chcemy wpuszczać nikogo.
Jakkolwiek wcale nie cieszy mnie wprowadzony właśnie zakaz, uważam, że dyrektorzy jak najbardziej powinni mieć prawo całkowitego zamykania parków narodowych, oczywiście tylko w wyjątkowych sytuacjach. Zresztą przypomnę, że już ładnych parę lat temu dyrekcja KPN wprowadzała takie zakazy w związku z bardzo dużym zagrożeniem pożarowym. I bardzo słusznie!
Na marginesie warto dodać, że art. 8e dotyczy jedynie parków narodowych, a w przypadku Lasów Państwowych sprawa wygląda już zupełnie inaczej. Tu katalog sytuacji, które mogą być przesłanką do wprowadzenia zakazu wstępu, jest ograniczony i obejmuje np.: zagrożenie pożarowe, prowadzenie wycinki czy znaczne uszkodzenie drzewostanu. W przepisie nie ma jednak mowy o epidemii, dlatego tereny Lasów Państwowych NIE mogą być zamykane ze względu na koronawirusa. Zamiast do Puszczy Kampinoskiej możemy się zatem udać choćby do Mazowieckiego czy Chojnowskiego Parku Krajobrazowego bądź mniejszych kompleksów leśnych dookoła Warszawy.
Tyle przepisy. A co mówi zdrowy rozsądek?
W mojej ocenie zakaz wcale nie jest bezzasadny – w ostatnich tygodniach przy słonecznej pogodzie w Puszczy (szczególnie w jej wschodniej części) robiło się na tyle tłoczno, że utrzymywanie dystansu 2 metrów od innych turystów zaczynało być problemem. Ale z drugiej strony mam duże wątpliwości, czy obecny zakaz w ogóle da się egzekwować. Na przykład w bezpośredniej okolicy Izabelina na pewno będzie kompletną fikcją (tak jak dotychczas było z nakazem poruszania się po znakowanych szlakach). Dlatego uważam, że znacznie lepszym rozwiązaniem byłoby ograniczenie się do zamknięcia parkingów. Tłum byłby zdecydowanie mniejszy, a i egzekwowanie zakazu byłoby znacznie łatwiejsze.
KPN kompletnie zamknięty? Nie do końca
Jeśli ktoś jednak desperacko pragnie jakiegokolwiek kontaktu z Puszczą Kampinoską, spieszę donieść, że wciąż jest to możliwe, i to bez łamania zakazu. Zakaz bowiem nie dotyczy dróg publicznych biegnących przez park, a tych jest dość sporo – to nie tylko ruchliwa trasa wojewódzka z Kazunia do Leszna, ale także bardziej kameralne drogi z Wilkowa przez Górki do Kampinosu, z Palmir przez Truskaw do Mariewa lub przez Truskawkę i Wiersze. Oczywiście urok spacerowania po asfalcie czy utwardzonym trakcie jest ograniczony, choć już jazda rowerem może sprawić pewną przyjemność. Gdzie konkretnie można się w ten sposób poruszać? Zachęcam do analizy mapy wydawnictwa Compass – tam drogi publiczne oznaczono symbolem samochodu (niestety, dotyczy to tylko starszych wydań). Z kolei na mapie ExpressMap drogi te oznaczone są fioletowym tłem.
Z braku laku na razie dobre i to.
Dzięki za rzeczowy artykuł.
> znacznie lepszym rozwiązaniem byłoby ograniczenie się do zamknięcia parkingów. Tłum byłby zdecydowanie mniejszy…
Ja podejrzewam, że wówczas wielu Januszy parkowałoby… na poboczach i chodnikach wzdłuż ulic. Już widzę drogę biegnącą przez Izabelin i Truskaw, cała równo obstawioną samochodami po obu stronach, już od granic Warszawy…
tylko, że ten zakaz będzie egzekwowany ja te dotyczące zbierania grzybów, łażenia poza szlakami, itd 🙁 W terminie grzybobrań nie widac strażników, a teraz sie pojawią, jak mamy unikac ludzi?
Jeśli pozamyka się lasy, to te osoby, które rozproszyłyby się po takim lesie, wybiorą inne lokalizacje. Czyli np parki miejskie, które i tak będą pełne ludzi. A do tych ludzi dołączą te osoby, które mogłyby swobodnie i bez tłoku rozproszyć się w lasach tego dnia. Tak więc akcja do dupy. Spowoduje tylko 100% większe zagęszczenie osób w innych lokalizacjach. Zamiast udostępniać jak najwięcej miejsc w tym okresie dla ludności, to ogranicza się je. Akcja z dupy i jak zwykle od dupy strony.
Uważam że dyrekcja tej nędzy kampinoskiej bardzo dobrze zrobiła. Oczywiście skorzystali z pretekstu że koronawirus zagraża turystom ale oni najlepiej wiedzą że nic nie jest tak niebezpieczne jak przebywanie w tej niby-puszczy. Tu na każdym kroku czycha zarażony kleszcz.Pod każdym krzaczkiem może ukrywać się dzik zarażony afrykańskim pomorem, w dodatku z ostrymi kłami. Nawet z nieba może zaatakować nas jakiś słowik zarażony ptasią grypą , nie mówiąc już o tym że rosną tu śmiertelnie trujące grzyby i jagody skażone bąblowcem. Nie mniej groźne są zarażone wścieklizną lisy. Chyba każdy wie że wścieklizna późno wykryta nie daje żadnych szans na wyleczenie , podobnie jak zatrucie muchomorem sromotnikowym. Równie groźne jest spotkanie z leśnikiem bo z reguły każdy leśnik cierpi na jakąś ww chorobę. To jest już u nich taka choroba zawodowa , podobnie jak u górników pylica i dla tego w pierwszym rzędzie należy unikać leśnika jak ognia. No i szczególnie na wiosnę należy uważać na mokradłach żeby nie nastąpić na żółwia błotnego bo można stracić kawałek nogi razem z butem. Dalej , podobnie groźne jak żółwie i leśnicy są żmije zygzakowate. Można jeszcze wymienić przepastne bagna , gniazda dzikich pszczół afrykańskich i szerszeni. Podobno są tam też ukryte cmentarzyska ofiar warszawskiej mafii prywatyzacyjnej ale o tym sza. Nie będę już wymieniał niebezpieczeństw pochodzących od dzikich bimbrowników albo od uprawiających wśród dzikich ostępów poletka marihuany. A i dziki tubylczy lud nie pogardzi teraz na przednówku jakimś zbłąkanym turystą. Tak że lepiej dla własnego bezpieczeństwa siedzieć w domu s poważaniem andrzejek.
Fantastyczne!