Wielu z was zapewne widziało już jego świetne zdjęcia Puszczy Kampinoskiej na Facebooku czy Instagramie. Jaki jest przepis na udane puszczańskie ujęcie, wyjaśnia Julian Łoziński – fotograf przyrody.
Jerzy Królikowski: Jeszcze całkiem niedawno trudno było znaleźć w mediach społecznościowych profesjonalne zdjęcia Puszczy Kampinoskiej. Tymczasem podobne parki narodowe, jak Biebrzański czy Ujście Warty, miały ich mnóstwo. No, ale wreszcie pojawił się Twój profil na Instagramie i Facebooku. Dlaczego akurat Puszcza Kampinoska jest jego głównym bohaterem?
Julian Łoziński: Jest kilka świetnych profili ze zdjęciami Puszczy, chociażby Krzysztofa Góreckiego. Myślę, że nie ma lepszego fotografa łosi w Kampinosie. Świetnie zna ten teren, ma rewelacyjne miejscówki, a poza tym posiada znacznie lepszy warsztat i większe doświadczenie ode mnie.
Ale – wracając do pytania – to, że skoncentrowałem się na Puszczy, to w dużej mierze kwestia jej bliskości. Najpierw mieszkałem w Łomiankach, a teraz na warszawskich Bielanach, więc kiedy chciałem iść na spacer albo uprawiać sport, jechałem do Puszczy. Gdy przestawiłem się na fotografię, Puszcza była oczywistym wyborem.
Kiedy wciągnęła Cię fotografia?
Zawsze podziwiałem fotografie przyrody, a pierwsze próby robienia zdjęć zaliczyłem już jako nastolatek, ale niestety okazało się, że sam aparat nie robi fajnych zdjęć. 3 lata temu postanowiłem wrócić do tematu, z myślą, że skoro inni mogą nauczyć się profesjonalnej fotografii, to ja też dam radę i wreszcie dowiem się, od czego są te wszystkie literki na aparacie, manualne tryby, co to jest przysłona, migawka itp. Na początek kupiłem sobie „kompakt”, ale szybko złapałem sprzętowego bakcyla.
Jaki sprzęt poleciłbyś komuś, kto chciałby nieco bardziej profesjonalnie zająć się fotografowaniem Puszczy Kampinoskiej?
Na pewno liczy się aparat z odpowiednim zoomem – bez tego nie zrobi się dobrego zdjęcia zwierząt bez ich płoszenia. One są bardzo czujne, więc nie ma szans, by podejść tak blisko, aby tego nie zauważyły. Początkującym polecałbym popularne ostatnio lustrzanki z niepełną matrycą, w Canonie określane skrótem APS-C, a do tego obiektyw 150-600 mm, w którym de facto ogniskowa wyniesie powyżej 900 mm. To już jest na tyle dużo, że można zrobić całkiem dobre zdjęcie, na którym zwierzę nie jest tylko małym punkcikiem. Ja sam zaczynałem od Nikona z mega zoomem, który miał ogniskową do 2000 mm. Ale wybierając sprzęt, trzeba sobie przede wszystkim zadać pytanie, co planujemy robić z naszymi zdjęciami. Jeśli chcemy je wrzucać do mediów społecznościowych, wystarczy aparat kompaktowy z dobrym przybliżeniem. Różnice między takim aparatem a lustrzanką z drogą optyką wychodzą bowiem dopiero na wydrukach. Więc na pewno nie dostrzeżemy ich na ekranie smartfona.
Choć uważam Puszczę Kampinoską za piękne miejsce, to jednak odnoszę wrażenie, że bardzo trudno zrobić tu naprawdę piękne zdjęcie.
Faktycznie, jest ciężko. To w dużej mierze efekt tego, że KPN jest młodym parkiem, przywracanym do dzikości dopiero od końca lat 50., dlatego dużo się tu wizualnie dzieje, jest sporo nasadzeń i chaszczy. Może wydawać się, że ze zwierzakami sprawa powinna prostsza i łatwiej cyknąć im ciekawą fotkę, ale nie do końca tak jest. Dostrzegłem to w miarę zdobywania doświadczenia. Kiedy patrzę na swoje pierwsze zdjęcia, to jest na nich w zasadzie tylko główny model i nic poza tym. Miałem wtedy pęd za ogniskową, tj. żeby robić jak największe zbliżenia, żeby obiekt zajmował jak największą część kadru. Ale po pewnym czasie zacząłem dostrzegać, że w fotografii nie chodzi tylko o portretowe ujęcia. Zacząłem się bardziej skupiać na kompozycji i świetle – wtedy dopiero zaczyna się zabawa! To zresztą ma też przełożenie na dobrostan zwierząt, co najpierw dostrzegła moja żona, a dopiero później ja. Od pewnego momentu zaczęło nam przeszkadzać, że gdy idziemy fotografować zwierzęta, to nawet jak w pierwszym momencie np. łoś nas nie zauważy, bo dobrze zamaskowaliśmy się w krzakach, to jednak migawka przecież hałasuje i w końcu on się zorientuje i wycofa. I ja, i moja żona mieliśmy wyrzuty sumienia, że ładujemy się z butami na ich terytorium. A przecież problemów im nie brakuje – weźmy choćby coraz gęstszą zabudowę dookoła Puszczy czy myśliwych. Stąd też wynika moja ewolucja, żeby zmierzać w stronę fotografowania krajobrazu, koncentrowaniu się na świetle i kompozycji. Bo wtedy ten zwierzak wcale nie musi być całością kadru – może być tylko małym elementem. Uważam, że takie zdjęcia są bardziej wartościowe i zdecydowanie trudniej je robić. Żeby wykonać dobry portret, wystarczy mocne zbliżenie, nieważne nawet, na jakim tle, byle było ono daleko, żeby uzyskać atrakcyjne rozmycie. A przy fotografii krajobrazowej muszą być odpowiednie warunki, światło, no i baaardzo mile widziana jest też mgła. Dlatego ostatnio zaczęła mnie kręcić fotografia leśna, na Instragramie zwana woodland photography. Polega ona na tym, że gdzieś, gdzie pozornie nic ciekawego nie ma, wystarczy zmienić perspektywę, zrobić krok w bok i nagle okazuje się, że np. drzewa i mokradła zaczynają ze sobą współgrać. Dobre zdjęcie to dla mnie takie, gdzie jest czysta kompozycja, minimalistyczny styl, pewnego rodzaju łamigłówka.
Masz swoje ulubione miejsce do fotografowania w Puszczy Kampinoskiej?
Przede wszystkim Łąki Zaborowskie, przy niebieskim szlaku z Zaborowa na północ. To tu miałem swoje pierwsze spotkanie z jeleniami, widziałem też borsuki czy jenoty.
Jakie zwierzę najbardziej lubisz „upolować”?
Nie klasyfikuję zwierząt na te, które lubię fotografować bardziej lub mniej. Nie mam też takiego podejścia, jak część fotografów, że im rzadszy gatunek, tym lepiej. Biorę to, co daje natura. Uważam np., że zrobienie dobrego zdjęcia sroce, na które wciąż czekam, to wielka sztuka. Bardziej zależy mi na unikatowych warunkach i odpowiednim momencie niż na konkretnym modelu. Choć oczywiście wiadomo, że w Puszczy Kampinoskiej nie ma nic atrakcyjniejszego od łosia. No i spotkania z wilkami są niesamowite! Wciąż pamiętam swoje pierwsze – w najśmielszych marzeniach na to nie liczyłem.
Gdzie miałeś to szczęście?
Nie będę zdradzać szczegółów, powiem tylko, że w środkowej części parku. Byliśmy tam w marcu 2 lata temu, wraz z moją żoną Luizą i koleżanką. Przyczailiśmy się na brzegu łąki i czekaliśmy, aż coś się zacznie dziać. I wtedy z lasu wybiegły dwie sarny, które zaczęliśmy fotografować, ale koleżanka zwróciła uwagę, że wyglądają, jakby przed czymś uciekały. I miała rację, bo chwilę później pojawiły się wilki, i to od razu cała rodzina, która ruszyła za sarnami. To było piękne przeżycie, choć wilki były na tyle daleko, że udało nam się wykonać zdjęcia jedynie o charakterze dokumentacyjnym. Ale doskonale na nich widać, że mimo znacznej odległości patrzą w naszym kierunku i bacznie nas obserwują. Nie ma szans, żeby wilki przeoczyły człowieka. Podczas mojego drugiego spotkania z tymi zwierzętami warunki były bardziej sprzyjające do obserwacji – miałem wschód słońca za plecami, więc dwóm wilkom, które wypatrzyłem, było trudniej mnie zauważyć. Ale gdy je fotografowałem, cały czas miałem wrażenie, że jestem obserwowany. I faktycznie. Po dłuższej chwili zorientowałem się, że jakieś 50 metrów ode mnie był trzeci wilk, który kontrolnie patrzył na mnie z nawłoci.
Te spotkania były przypadkowe czy „zasadziłeś się” na wilki?
Wprawdzie po ich odchodach i śladach wiedziałem, że wilki tam bywają, ale to był kompletny przypadek. W ogóle na to nie liczyłem. Myślę, że jak ktoś nie jest pracownikiem parku, który wie, gdzie ich szukać, to trudno przy normalnej pracy poświęcić tyle czasu, by tropić te zwierzęta.
Miałeś szczęście zobaczyć rysia?
Nie, ale z tego, co wiem, to z tym w Puszczy Kampinoskiej jest bardzo ciężko.
Wróćmy do łosia. Czy podobnie jak ja, też dostajesz mnóstwo pytań, kiedy i gdzie go najłatwiej spotkać?
Oczywiście. Najłatwiej o takie spotkanie jest zimą i wczesną wiosną, najlepiej w młodnikach sosnowych albo tam, gdzie są młode pędy brzozy czy osiki. Ale już w czerwcu zaczyna się robić spory problem, bo wtedy łosie chowają się na podmokłych terenach. Z mojego doświadczenia wynika, że najłatwiej wypatrzyć te flagowe zwierzęta KPN w środkowej i zachodniej części parku, a trudniej we wschodniej, gdzie jest dużo więcej turystów.
Jak wyglądają Twoje wyprawy na kampinoskie „fotołowy”?
Kiedyś próbowałem robić zasiadki. Przyjeżdżałem do Puszczy, tak aby dojść na miejsce przynajmniej pół godziny przed świtem, zamaskować się, siedzieć i czekać. Tak na marginesie, żeby efekt był jeszcze lepszy, to najkorzystniej przygotować sobie czatownię i wejść do niej jeszcze wieczorem. Ja najdłużej spędziłem na takim oczekiwaniu 6 godzin. No, ale nawet jeśli mamy już za sobą udaną sesję, problemem może się okazać ewakuacja, tak aby nie spłoszyć zwierząt. Pół biedy, jeśli fotografowaliśmy łosie czy sarny, bo one sobie zaraz po porannym posiłku pójdą w głąb lasu. Ale przy ptasiej fotografii czasem trzeba czekać nawet do południa. Po pewnym czasie uznałem, że takie zasiadki to kompletnie nie mój styl fotografii. Jak wspomniałem, teraz ewoluuję w kierunku krajobrazu. Po prostu lubię łazić. Dlatego teraz chodzę ze sprzętem krajobrazowym, ale pod ręką mam też teleobiektyw, więc jeśli trafi się jakieś zwierzę, to super. A jeśli nie, to poluję na krajobrazy.
W modzie są teraz drony. Planujesz taki zakup?
Dla mnie drony dyskwalifikuje hałas. Jeszcze do ujęć krajobrazowych można je zaakceptować, ale wykorzystywanie ich do fotografowania zwierząt jest moim zdaniem absolutnie niedopuszczalne. Niestety, widziałem takie przypadki. Zwierzęta są wówczas spłoszone i przestraszone. Po prostu nie wiedzą, co się dzieje i skąd to buczenie.
Masz już całkiem spore portfolio zdjęć z Puszczy Kampinoskiej. Nie myślałeś o wydaniu albumu?
Sporo osób mnie do tego zachęca i mam nadzieję, że się w końcu za to zabiorę. Najpierw chcę jednak dokończyć prace nad stroną internetową z moim portfolio.
Masz swoje ulubione zdjęcie z Puszczy?
Trudno wskazać jedno konkretne, ale gdybym musiał, to wybrał bym fotografię, którą nazwałem „Pozdrowienie słońca”. Jest na nim łoś, który obżera krzaczki i ma idealnie podniesioną głowę właśnie w kierunku dużego, wstającego słońca.
Sporo chodzisz po Puszczy. Jakie dostrzegasz tu pozytywne i negatywne zjawiska?
Pozytywem jest dla mnie to, co wielu postrzega jako negatyw, a mianowicie cięcia pielęgnacyjne. Z wykształcenia jestem technologiem drewna, więc łatwiej dostrzec mi zalety tych działań. A ich celem jest naprawianie błędów z przeszłości, tj. nie do końca przemyślanych nasadzeń wszędobylskiej sosny, a jednocześnie wspieranie gatunków drzew typowych dla danego siedliska. Bardzo pozytywnym aspektem jest też projekt zatrzymywania wody i jednocześnie pozostawienie w spokoju bobrów (choć niestety w otulinie bywa z tym różnie). Jeśli chodzi o negatywne zjawiska, to KPN jest jednym z niechlubnych liderów pod względem liczby zabijanych zwierząt. Nie przemawiają do mnie argumenty podnoszone na rzecz konieczności odstrzałów. Skoro mamy już potwierdzone dwie rodziny wilków w Puszczy, to odstrzały z pewnością można ograniczyć. Przyroda da sobie radę sama.
Gratki za dobry wywiad, Juilan 🙂 zdjęcia są mega! Żony zdjęcia też. U nas nie trzeba czyhać na łosie- same zalegają pod lasem 😉
Zdjecia Pana Juliana i Pani Luizy to jedno, ale historie z tych fotołowów to jest dopiero!
album to jest myśl ?? czekamy na Twój / Wasz album z niecierpliwością
Tylko pozazdrościć ??