Zainspirowany projektem specustawy mieszkaniowej, którą przeciwnicy przezywają „Deweloper+”, postanowiłem zainicjować nowy cykl artykułów: „Kampinoskie twarze suburbanizacji”. Za pomocą archiwalnych i aktualnych zdjęć lotniczych oraz satelitarnych będę w nich pokazywać, jak w ostatnich latach rozrasta się zabudowa w najbliższym sąsiedztwie Puszczy Kampinoskiej.
Od razu zastrzegam: nie chodzi mi tu o tępienie zjawiska suburbanizacji lub ludzi, którzy postanowili kupić mieszkanie bądź dom w okolicach KPN-u. Po pierwsze, kijem Wisły się nie zawróci, a po drugie, któż z miłośników Puszczy choćby po ciuchu nie marzy o domku na skraju lasu.
Chcę natomiast unaocznić, jak szybko zabudowa rozrasta się w otulinie Kampinoskiego Parku Narodowego i zachęcić do refleksji nad tym, czy warto wprowadzać w planowaniu przestrzennym wolną amerykankę – bo takie jest generalnie założenie wspomnianej specustawy. Na dziś jej projekt zakłada, że blok mieszkalny lub określona liczba domków mogą powstać choćby w polu, byle były zachowane pewne odległości (bardzo mało restrykcyjne) do szkół czy przystanków autobusowych.
Ale do rzeczy, czyli do Kręczek
Na potrzeby tego cyklu nie ma chyba lepszego przykładu niekontrolowanego rozlewania się zabudowy niż Kręczki. To miejscowość położona po środku pól między Puszczą Kampinoską a drogą krajową nr 92, już poza obszarem otuliny. Inwestor uznał jednak, że warto tu wybudować nie tylko domki jednorodzinne, ale także bloki mieszkalne.
Podkreślmy, że jedna z tamtejszych inwestycji nazywa się Villa Campina, co – jak mniemam – ma jednoznacznie sugerować potencjalnemu klientowi, że kupuje dom/mieszkanie w pobliżu Puszczy Kampinoskiej. Czy to faktycznie „pobliże”, można dyskutować, bo do najbliższego szlaku na terenie KPN (tj. Lipkowa) jest stąd prawie 6 km.
Na tym obszarze fascynują mnie dwie rzeczy. Po pierwsze to, że inwestycja nie dość, że powstała niemal w szczerym polu, to jeszcze na obszarze żyznych gleb. Po drugie, wrażenie robi tempo zabudowy. Jeszcze na początku tego wieku hulał tam wiatr, a dziś mamy gęstniejącą z roku na rok zabudowę. Zresztą popatrzcie sami!
Nie tylko położenie takiej inwestycji i tempo stawiania domów – do teraz nie widać żadnego nasadzenia drzew, czegokolwiek, by nie wyglądało to jak pijackie hulanki architekta. Calość pod względem estetyki i kompozycji zabudowy w tym miejscu, z takim przeznaczeniem jest, delikatnie ujmując, od czapy. Nie mówię, żeby zgody na takie cuda wydawać, trzeba chyba nawet karać lub do weryfikacji uprawnienia architekta projektanta i zezwalającego wysyłać. Horror i zgroza.
W PGR'ach też budowali bloki. Może w tych blokach mieszkają okoliczni rolnicy 😀
Szkoda, że szosa przy Villa Campina jest taka dziurawa. Ścieżkę rowerową niby zrobili, fajnie, ale czemu kończy się ona w polu, zamiast dochodzić aż do Borzęcina.
Pani Marto!
Odpowiem jako architekt:
1. Nie ma w naszym prawodawstwie możliwości oceny estetycznej projektu, czy ukarania architekta za to, że zdaniem osoby/osób projekt "jest brzydki".
2. Organy wydające pozwolenia na budowę oceniają zgodność projektu z decyzją o warunkach zabudowy/planu miejscowego, oraz spełnienie m.in.wymagań rozporządzenia o zakresie formie i treści projektu budowlanego.
3. Powstawanie takich osiedli trudno nazwać "chciejstwem inwestora". Gmina na to wydała decyzję, trzeba było przeprowadzić odrolnienie itp…generalnie to całkim skomplikowany i złożony proces.
4. Zjawisko to dotyczy całego kraju i jest następstwem, moim zdaniem, likwidacji planowania w skali powiatu/województwa/kraju. To zostało odrzucone jako "wymysł komuchów". Warto o tym myśleć jadąc przez Niemcy, Holandię, Francję, Skandynawię. Polecam raport komitetu architektury i urbanistyki PAN (jest pdf). Z analizy planów miejscowych wynika, że terenów inwestycjnych mamy dla społeczeństwa liczącego ponad 80 mln.obywateli…
To tytułem wyjaśnienia i podpowiedzi.
Pozdrawiam
Ech, właśnie wczoraj przy tej szosie, przechodzącej przez Kaputy, zginął rowerzysta, w którego uderzył samochód. Rowerzysta nie jechał po ścieżce rowerowej, która jest obok, tylko po szosie. Nie dziwię się, że na takie ścieżki rowerowe rowerzyści nie chcą wjeżdżać, skoro kończą się one w polu.