Impreza jest zupełnie nieporównywalna do masówek typu Maraton Warszawski. Pierwsza różnica to liczba uczestników. W MW jest ich blisko 10 tys., a w Puszczy niecałe 100. W praktyce wygląda to tak, że tylko przez pierwszy kilometr biegłem z ludźmi, a później byłem już sam na sam z jesienną Puszczą. Jako że start był w sobotę o 9 rano, to przez pierwsze 2 godziny nawet turystów nie było jeszcze na szlaku.
Druga różnica to oczywiście teren – wydmy, korzenie, kałuże, nierówności. Dawało to nieźle w kość, zdecydowanie bardziej męczyło, no i oczywiście spowalniało. A do tego trzeba było cały czas uważać, żeby sobie nic nie skręcić, tak więc podziwianie puszczańskich jesiennych krajobrazów trzeba było sobie dawkować. Mi na szczęście udało się uniknąć poważniejszych kontuzji – skończyło się tylko na bolącym kolanie.
Kolejny wyróżnik to orientacja. Wprawdzie trasa była dość dobrze oznaczona taśmami, no i do tego biegła niemal w całości po znakowanych szlakach, ale jak ktoś nie znał dobrze Puszczy Kampinoskiej, to mógł się zgubić… i z tego, co wiem, takie przypadki zdarzają się co roku. Przed biegiem naprawdę warto więc przestudiować mapkę z trasą.
Bardzo pozytywnym zaskoczeniem była życzliwa atmosfera na trasie. Jako że zawodników było niewielu, przy wyprzedzaniu można było zamienić ze sobą kilka słów, a do tego dłużej pogadać sobie na mecie. No i do tego kibice. Nie wiedzieć czemu, założyłem, że ich nie będzie. A tu zaskoczenie. Akurat tego samego dnia w Palmirach odbywał się zlot młodzieży, na który pieszo przez Puszczę szły zastępy harcerzy. Biegacze mieli więc z ich strony zapewniony solidny doping, za co im serdecznie dziękuję. Choć nie tylko harcerze kibicowali. W okolicach mety do Puszczy zdążyło już przybyć sporo weekendowych turystów, którzy również intensywnie zagrzewali do biegu.
A na koniec kilka uwag do organizatorów. Po pierwsze, mam pewien niedosyt, który liczy sobie pół kilometra. Tyle brakowało do pełnego maratonu, czyli 42,195 km. Oczywiście w takich warunkach trudno precyzyjnie wyznaczyć trasę o konkretnej długości, ale na przyszłość radziłbym, żeby trasa była ciut dłuższa niż krótsza.
Druga problematyczna sprawa to parking. W maratonie i półmaratonie wzięło udział pół tysiąca osób, z czego większość przyjechała własnym samochodem. To oczywiście sprawiło, że wiele aut zaparkowano niezgodnie z przepisami. Moja sugestia to przenieść start w miejsce, gdzie jest większy parking, np. do Łomianek-Dąbrowy czy Truskawia. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że i tam zapewne nie wszyscy się zmieszczą.
Powyższe uwagi nie zmieniają faktu, że organizację oceniam bardzo wysoko i jeśli tylko będę mieć możliwość, z pewnością wystartuję w Maratonie Kampinoskim również za rok!